niedziela, 2 lutego 2014

Peggy Sage Holo Style # 203 dreamy beige

Kolejny piękny holoś w mojej kolekcji :) Kupiłam go trochę w ciemno, bo tego dnia było dość szarawo, a w sklepowym świetle nie mogłam dostrzec jaki efekt daje. Na szczęście się nie zawiodłam i mogę go dzisiaj z dumą zaprezentować. 
Buteleczka zawiera 11 ml lakieru. Pędzelek jest cienki i długi, a nakrętka bardzo wygodna do trzymania podczas malowania. Niestety lakier może trochę smużyć, jeśli nabierzemy go za mało na pędzelek lub będziemy nim zbyt wolno maziać. W buteleczce kolor jest beżowy, ale na paznokciach wygląda bardziej na srebrny. Niestety dość szybko ściera się z końcówek paznokci, już po dwóch-trzech dniach jest to widoczne. Może to taka uroda lakierów holograficznych, bo np inne moje holosie też dość szybko ścierały się z końcówek. Do pełnego krycia wystarczą dwie warstwy, ale trzy wyglądają jeszcze lepiej (tyle mam na paznokciach). Ze zmywaniem nie było żadnego problemu. 

Dwa pierwsze zdjęcia były robione w sztucznym świetle. Reszta dwa dni później, w świetle dziennym, kiedy udało mi się złapać dość mocne słońce :) Widać tam już trochę łyse końcówki paznokci.







niedziela, 26 stycznia 2014

My Secret # 161 Underwater Green

Mam za sobą dwa bardzo ciężkie tygodnie, podczas których ostatnią rzeczą o jakiej myślałam było pisanie na blogu. Sytuacja jest już jednak w miarę opanowana i ja także nabrałam ochoty by w końcu powrócić na bloga. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej :)

Dzisiaj prezentuję piękną, szmaragdową zieleń od My Secret. Kupiłam go już dość dawno, ale musiał czekać w kolejce by go użyć, a następnie w kolejce do pokazania na blogu. W buteleczce wygląda raczej zwyczajnie, natomiast jego piękno widać dopiero na paznokciach. Bardzo mnie ten kolor zauroczył swoją głębią. Wykończenie typu shimmer, lekko frostowe. Pędzelek średnio-długi, cienki, niestety niezbyt wygodna dla mnie zakrętka. Do całkowitego krycia potrzeba dwóch warstw, ale z trzema wygląda jeszcze lepiej. Czas schnięcia raczej przeciętny. Nosiłam go z top coatem (pomalowałam po wyschnięciu lakieru) i tak paznokcie wytrzymały mi pięć dni w przyzwoitym stanie. Jedynie co się mogę przyczepić to fakt, że podczas zmywania miałam całe palce zielone.








sobota, 11 stycznia 2014

Wibo Express Growth # 169

Dawno nie było postu lakierowego, dlatego dziś pokazuję lakier, który kilka dni temu gościł na moich paznokciach. Wibo Express Growth # 169 ma wykończenie typu shimmer. Niestety nie potrafię nazwać tego koloru. Kojarzy mi się trochę z rubinami, ale złoty shimmer nadaje mu ciepły połysk. Długi i cienki pędzelek oraz idealna konsystencja sprawiają, że bardzo dobrze się nim maluje. Na zdjęciach dwie warstwy lakieru, przy czym lekko prześwitują końcówki paznokci. Wysycha raczej w przeciętnym czasie. Niestety trwałość nie powala, gdyż pierwszy odprysk pojawił się już trzeciego dnia. Ze zmywaniem nie było żadnego problemu.





wtorek, 7 stycznia 2014

Crivit Sports czyli zakupy sportowe z Lidla

Od dzisiaj obowiązuje w Lidlu promocja na odzież i sprzęt sportowy. Od jakiegoś czasu szukałam dwóch rzeczy (w rozsądnej cenie), które udało mi się dzisiaj kupić właśnie w Lidlu :D Chciałam się zatem moimi zdobyczami pochwalić. :)

Stanik sportowy




Bardzo fajny, wysoko zabudowany i zapinany na 3 haftki. Nie ćwiczyłam jeszcze w nim, ale zrobiłam kilka kontrolnych podskoków i wymachów i wydaje mi się, że jest w porządku. Jest wygodny, nie krępuje ruchów i ma miękko wyścielane ramiączka. Kosztował 22,99 zł. Pewnie daleko mu do profesjonalnych sportowych biustonoszy, ale dla mnie na razie wystarczy.

Komplet trzech ekspanderów



Właśnie ekspander chciałam sobie kupić już od jakiegoś czasu. Szukałam w internetowych sklepach sportowych i na allegro, ale jakoś dostępne oferty mnie nie zainteresowały. Miałam już się wybrać do Decathlonu, ale w międzyczasie wpadła mi w ręce gazetka z Lidla, gdzie był zestaw trzech ekspanderów za 24,99 zł. 
Mam nadzieję, że nie zawiodę się pod względem jakości. 

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Kallos Latte - maska do włosów z proteinami mleka

Myślę, że mleczna maska do włosów firmy Kallos jest już dość znana w blog-sferze i nie trzeba jej specjalnie przedstawiać. Ja sama dowiedziałam się o niej właśnie z jednego z blogów i bardzo się z nią polubiłam. 


Od producenta (moje tłumaczenie z angielskiego):
Kallos maska do włosów z proteinami mlecznymi. Odżywcze działanie protein czyni włosy jedwabistymi i lśniącymi. Polecana dla włosów zniszczonych chemią. Sposób użycia: nanieść na umyte i osuszone ręcznikiem włosy. Zmyć po 5-10  minutach.


Moje wrażenia
Maseczka, jak widać na zdjęciu jest koloru białego. Ma cudowny zapach. Mi najbardziej kojarzy się ze słodką śmietanką z nutką wanilii. W dodatku zapach bardzo długo trzyma się na włosach (za to ogromny plus). Konsystencją przypomina mi budyń. 


Bardzo łatwo rozprowadza się na włosach i jest bardzo wydajna (chociaż to zależy też od częstotliwości używania i długości włosów. Ja mam włosy długie (za łopatki) i używałam jej mniej więcj dwa razy w tygodniu. Ten mały słoiczek wystarczył mi na dość długo, nie pamiętam dokładnie, ale chyba około 2 miesiące.


Moje włosy nie są jakoś specjalnie zniszczone, gdyż w ogóle nie używam suszarki ani prostownicy itp. Jedynie farbuję je co jakiś czas i regularnie używam lakieru do włosów. Natomiast moim problemem jest to, że  bardzo łatwo się plączą i, szczególnie po myciu ciężko je rozczesać, bo są całe poplątane. Po użyciu maski włosy rzeczywiście są gładsze i lśniące oraz łatwiejsze w rozczesywaniu. Ogólnie maseczka troszkę poprawiła wygląd włosów, ale wydaje mi się, że jest to jedynie działanie doraźne. Po myciu bez odżywki włosy nie są już tak gładkie i lśniące. Dodatkowo na plus zasługuje fakt, że odżywka nie obciąża znacząco moich szybko przetłuszczających się włosów, co miało miejsce przy większości tanich odżywek, które używałam.
Za tę cenę (ok 5 zł za 275 ml) jest to naprawdę przyzwoita maseczka i na pewno jeszcze do niej wrócę, ponieważ oczarował mnie jej cudowny zapach.

sobota, 28 grudnia 2013

30 day shred - level 1 - wrażenia i wyniki

Ostatnio strasznie się rozleniwiłam, jeśli chodzi o pisanie postów. Muszę się bardziej zmobilizować. 
Dzisiaj chciałabym opowiedzieć o levelu 1 programu 30 day shred. O samym programie pisałam w poprzednim poście tutaj.

Opis ćwiczeń


Na jeden trening składają się:
- rozgrzewka
- 3 serie (3 minuty ćwiczenia siłowe, 2 minuty kardio oraz 1 munuta ABS)
- ćwiczenia rozlużniające














Moje wrażenia i efekty

Level 1 ćwiczyłam przez 10 dni od 2 do 11 grudnia. Przy levelu 1 nie namęczyłam się jakoś specjalnie (z małymi wyjątkami). Starałam się robić wersje trudniejsze, które wykonuje Nathalie (po lewej od Jillian), ale wciąż nie daję rady robić męskich pompek ;)
Ponadto przy przysiadach i "klękaniu" musiałam się bardzo koncentrować, żeby kolana były w prawidłowej pozycji, tzn kolano nie może wychodzić poza palce stóp do przodu. Podczas ćwiczeń Jiilian pokazuje także, jak unikać nieprawidłowego wykonywania ćwiczeń (np garbienie się itp)
Na początku ćwiczyłam z butelkami 0,5 litra, ale było mi niewygodnie, więc zaopatrzyłam się w hantelki 1 kg. Później dopiero doczytałam, że Jillian poleca hantle o wadze 1,5kg do 2,5 kg (ręce by mi chyba odpadły). W sumie dobrze wyszło bo czuję, że mięśnie na barkach trochę mi urosły, a nie nie za bardzo o to mi chodzi. 

Przejdę teraz do efektów. Cóż, po pierwszym levelu szału nie ma. 
Talia: bez zmian
Pas (na wysokości pępka): -1 cm
Biodra: -1 cm
Udo: nie mierzyłam przed rozpoczęciem
Łydka: -ok 1 cm
Waga: - 0,4 kg (imponujące, doprawdy :P)

Ogólny wygląd ciała się poprawił. Pupa się zaokrągliła (chociaż na nią miały wpływ przede wszystkim ćwiczenia z Mel B.). Zaczęłam też bardziej pilnować żeby trzymać proste plecy.

Ogólnie bardzo spodobały mi się ćwiczenia z Jillian. Podoba mi się również to, że pokazywane są dwie wersje ćwiczeń - dla zaawansowanych i dla mniej zaawansowanych.

środa, 18 grudnia 2013

30 day shred

Jakiś czas temu postanowiłam się ogarnąć i zadbać trochę o kondycję i sylwetkę. Jako, że nigdy nie byłam jakoś specjalnie aktywna fizycznie, nie przyszło mi to z łatwością. 
W sierpniu zaczęłam biegać, a właściwie były to marszobiegi, w końcu w październiku udało mi się biegać bez przerwy przez 45 minut, co dla mnie było dużym sukcesem, zwłaszcza że całe życie nienawidziłam joggingu. Niestety, kiedy poranki stały się szare i brzydkie, postanowiłam się przerzucić na treningi domowe, z zamiarem powrotu do biegania na wiosnę.
W listopadzie podjęłam wyzwanie 30 dni z Mel B. Ogólnie ćwiczenia z Mel B. bardzo miło wspominam. Po 4 tygodniach pojawiły się nawet pierwsze wizualne efekty, chociaż muszę przyznać, że niezbyt dobrze się do tego zabrałam. Przede wszystkim zależy mi na zrzuceniu wagi, a nie tylko centymetrów, więc niestety ćwiczenia siłowe musiałam odstawić na później i poszukać jakiś ciekawych ćwiczeń cardio.

W międzyczasie trafiłam na programy treningowe Jillian Michaels i postanowiłam spróbować.
Na pierwszy ogień poszedł program 30 day shred, w którego połowie obecnie jestem.
 
photo: http://www.jillianmichaels.com

Jillian Michaels jest amerykańską trenerką personalną znaną m.in. z programu The Biggest Loser.

30 day shred - o programie słów kilka
Jest to trening, który wg obietnicy Jillian pozwala stracić nawet do ok 9 kg (pewnie przy odpowiedniej redukcyjnej diecie byłoby to możliwe, ale w moim przypadku na pewno nie będzie tak spektakularnych efektów). Składa się z trzech levelów, które należy wykonywać po 10 dni każdy. Każdy filmik trwa ok 27 minut i zawiera rozgrzewkę, 3 serie, składające się z 3 minut cardio, 2 minut ćwiczeń siłowych oraz 1 minuty ABS. Na końcu są ćwiczenia rozciągające. Ćwiczenia Jillian angażują kilka partii mięśni równocześnie, np np nogi i ramiona, aby efektywniej wykorzystać czas przeznaczony na trening.

W następnym poście opiszę moje wrażenia z levelu 1.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...